W pewnym momencie mojej biznesowej działalności znalazłam się na zakręcie. Takim, zza którego nie widać dalszej drogi. Wjeżdżasz w niego i nie wiesz, co Cię czeka dalej: piękna, prosta szosa z nieziemskim widokiem na ocean czy może kręta i wyboista droga przez las. Poczułam, że potrzebuję wsparcia. Rozmowy z kimś, kto wychyli się zza tego zakrętu i powie: Jest dobrze! Jedź dalej. I nagle zrozumiałam te wszystkie ogłoszenia w mediach społecznościowych… Wielu przedsiębiorców, szukając wirtualnej asystentki, wpisuje w oczekiwaniach „możliwość zderzenia swoich pomysłów”… albo „umiejętność kreatywnego myślenia i prowadzenia twórczych rozmów”. Co się za tym kryje? Co może, a czego nie powinna robić za Ciebie wirtualna asystentka? Sprawdźmy!

W tym odcinku podcastu chciałabym zmierzyć się z tematem, który od jakiegoś czasu bardzo mnie nurtuje – oczekiwań przedsiębiorców względem ich wirtualnych prawych rąk. Z niepokojem bowiem obserwuję ogłoszenia, które coraz częściej pojawiają się w sieci. A jeszcze większą konsternacją napawa mnie las rąk pod takimi ogłoszeniami. Zacznijmy jednak od początku. Kim jest, a kim nie jest wirtualna asystentka i co może dla Ciebie zrobić.

Wolisz słuchać niż czytać? Zapraszam!

We wstępie do tego odcinka wspomniałam o biznesowym zakręcie, na którym znalazłam się kilka miesięcy temu. To był taki moment, w którym zupełnie nie wiedziałam, co mam robić dalej. Rozwijać agencję wirtualnych asystentek, zatrudniać coraz więcej osób, szukać zleceń i rosnąć, czy może postawić na rozwój marki osobistej, szkolenia, treningi, mentoring. Gdzie w tym wszystkim znaleźć czas na działania dla klientów, zarządzanie projektami itp.? Jednym zdaniem: co robić dalej, w którym kierunku iść?

Idę o zakład, że wielu przedsiębiorców ma takie rozkminy. I nie wyciągam tej pewności z kapelusza. Rozmawiam i obserwuję na co dzień wiele osób, które prowadzą własne firmy. Jednoosobowe działalności, spółki itp. Ich wątpliwości mają jeden wspólny mianownik: co dalej? Tyle tylko, że radzą sobie z tym pytaniem na różne sposoby. I tu dochodzimy do clue dzisiejszego odcinka… roli wirtualnej asystentki w firmie.

KIM JEST, A KIM NIE JEST WIRTUALNA ASYSTENTKA

Kiedy już tak sobie stałam na tym biznesowym zakręcie, rozglądając się to w prawo, to w lewo i mając nadzieję, że nie wyjedzie zza niego rozpędzona ciężarówka, pomyślałam, że idealnym sposobem na rozwianie wątpliwości byłaby rozmowa z drugim przedsiębiorcą. Pogadanie o tym, jak on prowadzi swoją firmę, czy też ma podobne wątpliwości, jak sobie z nimi radzi… 

Do głowy jednak nie przyszło mi, by w tym celu zatrudniać… wirtualną asystentkę. Tymczasem w coraz większej liczbie ogłoszeń o pracy dla wirtualnych wszechogarniaczek pojawia się enigmatyczny punkt: „możliwość przegadania swoich pomysłów i strategii”. I z jednej strony rozumiem, skąd bierze się taka potrzeba, z drugiej jednak budzą się we mnie wątpliwości. Czy aby na pewno wirtualna asystentka jest odpowiednią osobą do takiego zadania? Być może nawet ma odpowiednie kompetencje. W końcu sama jest przedsiębiorczynią, prowadzi firmę, też mierzy się z podobnymi tematami. Z drugiej… czy w takim układzie, zakładając, że podejmie się takiego zdania, powinna rozliczać się po stawce asystenckiej?

Wiem, zasiałam w Twojej głowie teraz ziarenko niepewności. Mam tego świadomość. Jeśli pracujesz jako wirtualna asystentka, możesz zastanawiać się nad kilkoma rzeczami. Po pierwsze, czy masz odpowiednie kwalifikacje do tego, by doradzać swoim klientom w zakresie strategii biznesu? Mimo wielu lat spędzonych na prowadzeniu własnej firmy staram się tego nie robić. Dlaczego? Bo nie czuję, by była to moja najmocniejsza strona. Owszem, umiem łączyć kropki, widzę wiele rzeczy, mam w końcu długie miesiące pracy za sobą i wiele lat doświadczeń, ale… nie jestem strategiem. Jeśli więc klient pyta o możliwość przegadania strategii, odpowiadam: Tak, możemy porozmawiać. Jeśli jednak potrzebujesz ułożenia klocków, polecam te strateżki… I tu zazwyczaj pada kilka nazwisk.

Moim zdaniem wirtualna asystentka nie jest osobą, która będzie za Ciebie układała strategię Twojej firmy. Kropka. 

Jest Twoim wsparciem, prawą ręką, wszechogarniaczką, łapaczką pogubionych nitek, organizatorką, strażniczką kalendarza… jeśli jednak ma być strateżką, powinna otrzymywać stosowne wynagrodzenie. I nie mówić o sobie asystentka.

WIRTUALNA ASYSTENTKA NIE POPROWADZI ZA CIEBIE FIRMY

Chociaż mogłaby. Ma ku temu wszelkie kwalifikacje. W końcu prowadzi już własną, to wie, jak to się robi. 

Bardzo często wyobrażenia klientów o pracy z wirtualną asystentką wykraczają daleko poza wsparcie w prowadzeniu firmy. Zdarzały mi się rozmowy z potencjalnymi klientami, którzy na pytanie o ich oczekiwania względem współpracy z wirtualną asystentką, odpowiadali: Ma mi pomóc rozkręcić biznes. I to jest OK, o ile chodzi tylko o POMOC. A nie poprowadzenie całej działalności. 

Zdarza się, że na rozmowę o potencjalnej współpracy przychodzi osoba, która ma kilka działalności. Albo działa w kilku branżach/obszarach. I oczekuje od prawej ręki, by jedną z tych gałęzi pielęgnowała i rozwijała jak swoją. Wymyślała nowe pomysły, aktywności, działania. Oddelegowanie pewnego zakresu działań (np. prowadzenia mediów społecznościowych) nie zwalnia przedsiębiorcy z odpowiedzialności za nie. To w końcu on jest twarzą swojego biznesu. I to jemu najbardziej powinno zależeć na tym, by ten biznes się kręcił. Wirtualna asystentka jest wsparciem, ale mózgiem całej operacji jest klient. 

Dlatego jeśli współpracujesz z wirtualną asystentką i oczekujesz, by przejęła za Ciebie część obowiązków, nie pozostawiaj jej z tym całkowicie samej. To Ty, nikt inny, znasz swój biznes od podszewki. To Ty wiesz, co w nim działa, a co nie (a przynajmniej powinieneś). To w końcu Ty jesteś za niego odpowiedzialny. Nie wirtualna asystentka. Ona wykonuje zlecone jej zadania. Odpowiedzialność za powodzenie biznesu ponosisz jednak Ty.

A jeśli droga słuchaczko jesteś wirtualną asystentką i masz klienta o podobnych wymaganiach, zastanów się nad dwiema rzeczami: czy chcesz wykonywać zadania w taki sposób? I czy otrzymujesz za nie odpowiednie wynagrodzenie.

Wirtualna asystentka nie jest osobą, która poprowadzi firmę za klienta. Byłoby to niezwykle wygodne! Ale niestety tak nie jest. Zakładając firmę, trzeba liczyć się z odpowiedzialnością, która na nas ciąży. A jest nią między innymi prowadzenie, utrzymanie i powodzenie firmy. Zatrudnienie wirtualnej asystentki i zrzucenie na niej odpowiedzialności nie jest rozwiązaniem. Plus… ciężko mieć pretensje do kogoś o to, że Twój biznes się nie rozwija… zwłaszcza jeśli o niego nie dbasz. 

PO CO ZATRUDNIAĆ WIRTUALNĄ ASYSTENTKĘ?

Zatrudnienie wirtualnej asystentki ma zasadniczo dwa cele: odciążenie w codziennej działalności i skalowanie firmy. Nie da się rosnąć bez inwestycji we wsparcie, w ludzi, w sprzęt, w technologie, w programy, w siebie. 

Czego nie ma na celu? Porzucenia firmy. Zrzucenia odpowiedzialności za nią na drugą osobę. Spełnienia nierealnych oczekiwań, że teraz nic nie trzeba będzie robić, bo ktoś zrobi to za nas. Nie. To tak nie działa!

Dzięki wirtualnej asystentce można naprawdę wznieść swoją firmę na wyżyny. Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż jest nasza firma. Jak nasze dziecko. To my i tylko my jesteśmy za nią odpowiedzialni.

Jestem bardzo ciekawa, jakie jest Twoje zdanie na ten temat. Czy wirtualna asystentka powinna być człowiekiem od wszystkiego? A jeśli tak, to na jakich warunkach?


Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię freelance, zamiana etatu na własną działalność, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:

Odwiedź moją stronę www.karolinabrzuchalska.pl.

Polub mój fanpage na FB.

Obserwuj mój profil na Instagramie.

I na LinkedIn.

Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.

Jeśli masz jakieś pytania, zawsze możesz też do mnie napisać >> KLIKAJĄC TUTAJ

Karolina