Każdy rok prowadzenia firmy uczy mnie czegoś nowego. Ba, uczy mnie tego każdy miesiąc, każdy tydzień, a nawet każdy dzień. Zdarza się, że te lekcje są zaskakujące, bolesne, wzruszające – na pewno każda z nich jest niezwykle cenna. Właśnie mijają cztery lata, odkąd ostatecznie zamknęłam za sobą drzwi cudzej firmy i zaczęłam pracę na swoim. Dziś opowiem Ci o czterech momentach zwrotnych, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem. Ale uprzedzam, może być nieco więcej zwierzeń. Zapraszam serdecznie.
Wolisz słuchać niż czytać? Wybieraj 🙂
Dziś bardzo ważny dla mnie odcinek, choć wcale nie okrągły. Mijają bowiem cztery lata, odkąd ostatecznie podjęłam decyzję, że idę na swoje. Zanim jednak opowiem Ci o czterech momentach zwrotnych, muszę Ci się do czegoś przyznać.
Przegapiłam urodziny własnej firmy. Kompletnie nie wiem, jak to się stało, ale czerwiec był tak szalonym miesiącem, że umknęło mi również kilka innych ważnych dat. Zakończenie roku szkolnego, zamknięcie pewnego rozdziału przez moje starsze dziecko, które właśnie skończyło szkołę podstawową, trudne rozmowy z kilkoma klientami sprawiły, że ten ważny zawodowy moment przemknął gdzieś niezauważenie.
CZTERY LATA TEMU POSTANOWIŁAM ZAŁOŻYĆ FIRMĘ
Prawda jest też taka, że do założenia firmy przygotowywałam się kilka miesięcy i pierwsze działania podjęłam już w lutym. Ostatecznie jednak dopiero 30 maja 2017 roku położyłam na biurku szefa wypowiedzenie.
Nie było to spektakularne rzucenie papierów, po którym nastąpiło gwałtowne trzaśnięcie drzwiami i głośne wyrażanie niezadowolenia, jak w mojej pierwszej książce „Rzuciłam pracę i co dalej”. O nie!
Złożenie wypowiedzenia kosztowało mnie masę stresu, nerwów, spoconych dłoni, drżenia głosu i wędrówki na miękkich nogach do gabinetu szefa. Zbierałam się do tego pół dnia, by w końcu w okolicach godziny czternastej uczynić ten bohaterski krok. Droga do gabinetu (jakieś 15 metrów) wydawała mi się co najmniej marszem przez Plac Defilad. W tym czasie wyobraziłam sobie kilka scenariuszy, jak to też się szef zachowa (z dziką awanturą na czele). Lakoniczne „OK, proszę zostawić w sekretariacie” zbiło mnie z tropu i sprawiło, że pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to była: „Jestem aż tak mało wartościowym pracownikiem, że nikt o mnie nie walczy, nikt nie pyta dlaczego…”. W tamtym momencie poczułam, że już więcej nie chcę tam być i niezależnie od tego, co się wydarzy, że to była dobra decyzja.
TYGODNIE NERWÓW I STRESU
Kolejne tygodnie były bardzo nerwowe. Z uwagi na staż pracy miałam trzy miesiące wypowiedzenia, które pięknego czerwcowego dnia, gdzieś pod koniec miesiąca, zostały gwałtownie skrócone do „Proszę już więcej tu nie przychodzić i nie pokazywać się nam na oczy”.
Piątego maja, dokładnie cztery lata temu – nagrywam ten odcinek w poniedziałek – kupiłam ciacho, zrobiłam kawę i zaprosiłam współpracowników na pożegnalne spotkanie. Trwało czterdzieści minut. Potem spakowałam cały dobytek (zmieścił się do małej torebki) i na zawsze opuściłam firmę.
Nie planowałam więcej powrotów na etat. A przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Paradoksalnie wierzyłam, że tym razem (być może pamiętasz losy mojej pierwszej firmy, która nie wypaliła, więc wiesz, dlaczego mówię o TYM razie) dam radę. I na zawsze już pozostanę sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Dopóki mi się nie znudzi.
ROCZNICOWE PODSUMOWANIA – CZEGO NAUCZYŁO MNIE PROWADZENIE FIRMY
Nie, jednak nie będę tu pisać o tym, jak mi minęły kolejne lata. Robiłam to w pierwszą rocznicę prowadzenia działalności. A także w drugą, kiedy podsumowywałam kolejne dwanaście miesięcy. I w trzecią, kiedy pisałam o biznesowych lekcjach.
Dziś po 48 miesiącach pracy na swoim chciałabym powiedzieć Ci o czterech momentach zwrotnych, które sprawiły, że po pierwsze jestem w miejscu, w którym jestem, a po drugie cały czas marzę o… zmianach. Czasem mam wrażenie, że ta zmiana jest wpisana w mój życiorys i gdy zbyt długo nic się nie dzieje, zaczynam samodzielnie generować wydarzenia.
Jak już zapewne wiesz, pierwszy rok prowadzenia przeze mnie firmy nie różnił się niczym szczególnym od działań wielu innych osób. Zdobywałam nowych klientów, umiejętności, uczyłam się przedsiębiorczości i zachłystywałam tą biznesową wolnością.
Wolnością, która przybrała oblicze pracy po kilkanaście godzin dziennie, ciągłego myślenia o firmie i marzeń o tym, że chcę zrobić coś więcej niż tylko być pracownikiem we własnej firmie i odpracowywać codziennie dupogodziny.
Czy wiesz, że miałam dokładnie wyliczoną stawkę, którą muszę zarobić codziennie, by spełnić swoje założenia finansowe. Znałam ją dokładnie co do grosza. I po każdym wpisanym do raportu klienta czasie wiedziałam, czy w tym dniu wyrobię normę, czy może trzeba będzie posiedzieć po godzinach.
W pewnym momencie stałam się niewolnikiem własnej działalności. Ograniczonym gorzej niż sztygar na szychcie. Pracującym przy komputerowej taśmie niemalże na akord. Takie myślenie nie pozwalało na żadną biznesową wolność. Ale pozwalało na przetrwanie.
Tyle tylko, że mnie prowadzenie firmy, by przetrwać, nie interesowało. Chciałam czegoś znacznie więcej. I wtedy przyszedł pierwszy zwrot.
JAK PRACA Z MENTOREM ZMIENIŁA MOJE PLANY ZAWODOWE
Bardzo prawdopodobne, że już na zawsze tkwiłabym na tym etacie zwanym „własną firmą”, wkurzając się, że ktoś do mnie dzwoni czy przychodzi w ciągu dnia i odbiera cenne minuty, podczas których zarabiałam na chleb, gdyby nie pewna rozmowa. I propozycja współpracy.
Przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony i – co tu dużo kryć – uratowała mi dupsko. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o pracy z coachem, mentorem i strategiem biznesu. I o opcji wsparcia, jaką może dać współpraca z kimś, kto zawodowo jest w miejscu, do którego dążysz.
Pierwsza myśl wyrosła w mojej głowie gwałtownie i samoczynnie: Nie stać mnie na to!
Potem jednak zaczęłam analizować. A czy stać mnie na tkwienie w miejscu przez kolejne lata? Albo na pracę po kilkanaście godzin na dobę, by zarobić na podstawowe potrzeby? Albo na upychanie marzeń o własnej książce, rozpoznawalnym biznesie, projektach, które mogę sama wybierać?
No nie.
Tak podjęłam decyzję o pracy z Agatą Limanówką, która po dziś dzień jest dla mnie ogromnym wsparciem. I śmiało mogę powiedzieć, że to była jedna z lepszych decyzji biznesowych.
Nigdy wcześniej żadna decyzja nie dała mi takiego kopa do działania. Dlatego nie mam żadnych wątpliwości, że ten format współpracy działa.
Jak się okazało, ta decyzja była dopiero początkiem…
SAMA ZAJDZIESZ DALEKO, ALE Z ODPOWIEDNIM WSPARCIEM ZROBISZ TO SZYBCIEJ
Dzięki współpracy z Agatą moje działania biznesowe nabrały rumieńców. Już nie tylko pracowałam dla klientów, ale też budowałam własną markę i pracowałam nad jej rozpoznawalnością.
Bardzo zależało mi na tym, by kojarzyła się klientom z najwyższą jakością. Do swoich codziennych działań dołożyłam więc pisanie bloga, wysyłkę newslettera, stałą obecność w mediach społecznościowych, a także – przełamując własne słabości – live’y, webinary i wystąpienia „na żywo”. Jednocześnie zaczęłam pisać książkę „Rzuciłam pracę i co dalej” oraz nagrywać podcast i video do pierwszego kursu.
To był milowy krok, który sprawił, że i tak już pokurczona do granic doba, dokonała cudu i skróciła się jeszcze bardziej. Nadszedł czas na zmiany, opanowanie controlfreaka w głowie i… podjęcie decyzji o budowie zespołu.
Całe moje doświadczenie w tym temacie zawarłam potem w książce „Zrobiłam biznes i co dalej”, dość jednak powiedzieć, że było to dla mnie bardzo trudne. I nie mam tu na myśli samego delegowania zadań – prowadziłam już wcześniej zespół.
Jednak dobór pracownika zdalnie, zlecanie zadań na odległość i… opanowanie myśli „Sama zrobię to szybciej, niż będę przekazywać”, sprawiły, że baaaardzo mocno musiałam ze sobą walczyć.
Kilka współprac nie wyszło. Kilka relacji zostało bezpowrotnie zerwanych. Jednak zespół, który stworzyłam, jest dla mnie jedynym w swoim rodzaju i nigdy w życiu bym go nikomu nie oddała.
Koniec końców mogę powiedzieć, że była to trudna, ale niezbędna lekcja. Nie da się rosnąć, nie dzieląc jednocześnie obowiązków z innymi. Im prędzej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas.
NIC SIĘ NIE ZMIENI, JEŚLI NIE ZACZNIESZ INWESTOWAĆ W SIEBIE
Miałam więc klientów, miałam plan działania, miałam zespół. Brakowało tylko jednego elementu tej całej układanki – energii pieniądza. Coś jest w powiedzeniu, że pieniądz rodzi pieniądz. A dobre inwestycje są w stanie pomóc nam wzbić się na wyżyny.
W biznesie jest tak, że musisz rozwijać się nieustająco. To już wiedziałam. Musisz też inwestować. W siebie, w swój rozwój, w rozwój swojej firmy.
Dobra wiadomość jest taka, że masz dwie waluty do wyboru: czas i pieniądze. Jeśli nie masz jednej z nich, musisz zainwestować tę drugą. U mnie czas skurczył się definitywnie. Mimo poszerzenia zespołu nadal brakowało mi doby, a rodzina chodziła dookoła mnie na palcach, obserwując niemal wyłącznie moje plecy pochylone nad klawiaturą laptopa. Nie chciałam tak dłużej.
To był ten moment, gdy zrozumiałam, że nie mam już czasu, ale mogę zdobyć pieniądze. Tak po prawdzie miałam ich trochę – przez dwa lata odkładałam na subkonto nadwyżki podatkowe „na czarną godzinę”.
I tu taka mała dygresja. Kiedy jednak myślisz o tym, że odkładasz „na czarną godzinę” – to ona prędzej czy później nadejdzie. Lepiej więc jest odkładać „na inwestycje” lub zwyczajnie zainwestować. Wybrałam to drugie.
Pewnego styczniowego wieczoru z drżeniem serca i ogromnymi wątpliwościami, czy mam prawo wydać tyle na siebie, na swój rozwój, na kolejny duży program, zamiast na rodzinę czy dzieci, kliknęłam „dołącz” i przystąpiłam do programu online MBA, czyli SOMBY.
Kaca moralnego z powodu kwoty, którą przyszło mi przelać na konto Sigrun zaraz następnego dnia, miałam gigantycznego. Tyle pieniędzy! Można przecież było spożytkować je inaczej.
Jednak wraz z tym uczuciem pojawiło się nowe: ekscytacja, ciekawość, determinacja do zmiany. To było kolejne paliwo rakietowe do mojego małego biznesowego bolidu. W dwa miesiące, dzięki wskazówkom Sigrun, odbiłam połowę zainwestowanej kwoty. A w ciągu kolejnych kilku miesięcy resztę.
Postanowiłam też nigdy więcej nie żałować pieniędzy, które inwestuję w siebie – tej inwestycji bowiem nie odbierze mi nikt.
ZAWODOWY TWIST, CZYLI CZY NA PEWNO CHCĘ TAŃCZYĆ, JAK INNI ZAGRAJĄ
Powoli zbliżam się do końca tych biznesowych zwrotów. Oczywiście było ich ZNACZNIE więcej. Wymieniam tylko te najważniejsze, które po pierwsze spowodowały znaczne zmiany w moim sposobie myślenia o biznesie, a po drugie dały mi niesamowitego kopa do działania.
A potem przyszła pandemia. I kiedy świat zamarł w stuporze, ja postanowiłam zrobić kolejny zwrot. Obserwowałam to, co się dzieje. Kolejne upadające biznesy, pracowników firm przymusowo przerzuconych na home office, kobiety, które nie chcą już wracać do codziennej biurowej rzeczywistości i pomyślałam sobie: To jest to.
Wyrosłam z wirtualnej asysty. To moje korzenie, które darzę ogromnym sentymentem. Ale w tamtym czasie poczułam, że absolutnie nie chcę się zamykać na tę dziedzinę. Oczywiście, że wirtualna asysta będzie mi zawsze najbliższa. Oczywiście, że wiem o niej wiele – w końcu nadal działam w branży i prowadzę agencję wirtualnych asystentek.
Ale mimo wszystko czułam, że chcę zrobić coś dla tych wszystkich kobiet, które tak jak ja latami tkwiły na etacie i powoli czuły, że zaczyna im tam brakować powietrza.
Chciałam im dodać odwagi, wiary w siebie, ale też pomóc stawiać pierwsze kroki. Ponieważ kiedy latami pracujesz dla kogoś, zmiana sposobu myślenia i przestawienie się na przedsiębiorczość jest trudne. Ale nie niemożliwe.
I tak oto w zeszłym roku podjęłam decyzję, że chcę wspierać wszystkie odważne kobiety w drodze do realizacji ich marzeń o własnej firmie. Chcę im pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych, dodać wiary w to, że są dobre w tym, co robią. Że mają dość wiedzy, by zacząć zarabiać na niej w sieci. I że ja mogę im w tym pomóc.
CZY TO JUŻ KONIEC?
Czwarty zwrot… zapewne nie ostatni. Przyznam szczerze, że każdy dzień pokazuje mi, jak wiele jeszcze przede mną, ale też jak wiele już za mną.
Pokonałam własne demony. Przełamałam przekonania na temat zarabiania w sieci. I chcę sięgnąć po więcej.
Chcę też, byś Ty sięgała po więcej.
I chcę pomóc Ci to zrobić.
Dziękuję, że wysłuchałaś mnie dziś do końca. To bardzo ważny czas dla mnie. Cieszę się, że mogę go świętować z Tobą. Z tej okazji znajdziesz też w moim sklepie online prezent – wyjątkową zniżkę na program mentoringowy. Jeśli chcesz przejść tę drogę co ja, bezboleśnie i ze wsparciem, pomogę Ci to osiągnąć.
Pamiętaj, że możesz naprawdę wiele i że wszystko zależy od Ciebie 🙂
Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię praca Wirtualnej Asystentki, praca na freelansie, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:
Polub mój fanpage na FB
Obserwuj mój profil na Instagramie
Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.
Zawsze też możesz do mnie napisać, jeśli masz jakieś pytanie >> KLIKAJĄC TUTAJ
Karolina