Jako dziecko dosłownie połykałam książki. Czytałam ich co najmniej kilka tygodniowo. Miałam swoich ulubionych autorów, gatunki, egzemplarze sczytane tak, że rozpadały się kartki. Stanowiły one ogromną część mojego życia i kiedy w jednej z nich przeczytałam o zawodzie redaktora, pomyślałam sobie: To by było coś! Robić to, co lubisz najbardziej na świecie i jeszcze na tym zarabiać… Nie powiem, że pomyślałam te słowa w złą godzinę, absolutnie! Ale nigdy nie spodziewałam się, że sprawy z książkami przybiorą tak niespodziewany obrót. Dziś opowiem Ci o projekcie, który sprawił, że na moment poczułam się jak bohaterka książki. I o biznesie oczywiście. Zapraszam.

Są takie projekty, przy których nie zastanawiasz się nawet, ile można zyskać, tylko wchodzisz w nie, bo serce krzyczy „tak!” Projekt, o którym dziś Ci opowiem, zdecydowanie do takich należy. Robionych z potrzeby serca i wiary w to, że naprawdę inwestujesz w coś fajnego. W coś, przy czym będzie dużo pracy, ale też dużo zabawy. O fajny przychód będzie dodatkowym, bardzo przyjemnym, skutkiem ubocznym.

Wolisz słuchać niż czytać? Zapraszam!

Nie wiem, czy kiedykolwiek Ci o tym mówiłam, ale dla mnie praca na swoim ma przeróżne oblicza. Pozwala między innymi na realizację wielu projektów, na wielu polach. I taki sam rozwój. Ktoś kiedyś powiedział mi, że źle robię, wchodząc w tak skrajnie różne branże. Z jednej strony wirtualne wsparcie, zarządzanie projektami, twardy biznes. Z drugiej szkolenia, warsztaty, mentoring. Z trzeciej książki, wydawanie, szkolenia dla pisarek, realizacja marzeń. Ja natomiast uważam, że jeśli tylko te wszystkie rzeczy są zgodne ze mną samą, będę je robić. Bo lubię.

PRACA NA SWOIM TO NIE TYLKO 8 GODZIN NUDNEJ DŁUBANINY PRZY BIURKU

Lubię każdą część swojej działalności. I pracę z klientami nad rozwojem ich firmy – to naprawdę fantastyczne uczucie, gdy widzisz, że to, co robisz, przekłada się na realny rozwój. I choć czasem klienci odchodzą, bo rosną tak bardzo, że wsparcie tylko jednej osoby przestaje im wystarczać, potrzebują kogoś nie na godziny, a na pełen etat (albo kilka), to satysfakcja pozostaje. Bo wiesz, że to Ty jesteś częścią tego rozwoju.

Lubię też tę część szkoleniowo-warsztatową. Kiedy przychodzą do mnie klientki z nieśmiałym marzeniem o pracy na swoim, o pozyskaniu klienta, a wychodzą z konkretnym zrealizowanym planem. Albo solidnym planem na zmianę. Widzę uśmiech na ich twarzach. Widzę, jak stawiają pierwsze kroki. A potem piszą, że w tym miesiącu podpisały już dwie umowy o współpracę. I że same będą zatrudniać wsparcie, bo nie mają już mocy przerobowych.

Lubię też pracę nad przekonaniami. Często trudną, bardzo emocjonalną, ale niezwykle potrzebną. Zdaję sobie sprawę z tego, że zadaję trudne pytania. Że często dotykam spraw, które siedzą w nas głęboko i zmuszam do przemyśleń. Ale efekt wart jest tego dłubania w duszy. I choć żaden ze mnie psycholog czy coach, to czuję, że na tym polu – bazując na własnych doświadczeniach – też mogę wiele osiągnąć.

I wreszcie lubię pracę z książkami. Tak, tę z pozoru najmniej rentowną. Tę, przy której ludzie z twardego biznesu pukają się w głowę i pytają: Po co ci to? Z tego pieniędzy nie będzie. Bo pokutuje przekonanie, że a) na książkach nie da się zarobić, b) każdy biznes musi być robiony dla pieniędzy. Wiadomo, fajnie jak pieniądze są, ale sięganie po projekty, w które najpierw trzeba sporo zainwestować, a które są spełnieniem marzeń, też jest satysfakcjonujące. Serio serio.

PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ Z KSIĄŻKAMI W TLE

I właśnie o jednym z takich projektów, nazwanych roboczo „rosyjskim biznesem erotycznym”, opowiem Ci dziś. Idea wydania książki, własnej powieści, chodziła mi po głowie od zawsze. Nieraz zresztą opowiadałam Ci o tym. Częściowo spełniłam to marzenie, pisząc „Rzuciłam pracę i co dalej” oraz „Zrobiłam biznes i co dalej”. Zawsze powtarzam, że to nie jest wyłącznie suchy podręcznik o krokach do własnej firmy, ale również powieść w odcinkach.

Wiele osób patrzy na mnie wtedy sceptycznie i mówi, że nie da się połączyć powieści z poradnikiem. Podaję im wtedy swoje książki i odpowiadam: To patrz 😉 Wiele rzeczy się da. Jeśli tylko w nie wierzysz. A ja wierzyłam, że dam radę połączyć te dwa światy: twardego biznesu i literatury. Nie podejrzewałam tylko, że to nie będzie jedyne połączenie między nimi.

Pisząc jednak książki, otworzyłam drogę, z której nie chcę już schodzić. Drogę do spełnienia literackich marzeń. I kiedy kilkanaście miesięcy temu Agnieszka, moja wspólniczka w zbrodni, przyszła do mnie i powiedziała:

Wydajmy powieść. Znalazłam świetną rosyjską autorkę. Ludzie zabijają się o kolejne tomy jej serii. Co możemy zrobić w tym kierunku?

odpowiedź mogła być tylko jedna: wchodzę w to!

Zawsze powtarzam moim kursantkom, że decyzja to pierwszy krok do realizacji. Celów, marzeń, planów. Tak było i tym razem. Znałyśmy autorkę tylko z Instagrama. Nawet nie my, znała ją Agnieszka, bo ja nie rozumiem rosyjskiego ni w ząb. I tylko tam mogłyśmy nawiązać z nią kontakt. Długie miesiące wymiany wiadomości prywatnych, Agi rozmów z autorką, naszych wewnętrznych rozkmin zaowocowało podpisaniem umowy.

Zaufanie, jakim obdarzyła nas autorka, jest ogromne. Żadna z nas bowiem nie ma wydawnictwa. Ale mamy pasję i wiedzę, jak to zrobić. Do udziału w naszym małym literackim projekcie oczywiście natychmiast zaprosiłyśmy Ginę – tym sposobem część zespołu Pretty Well Done zaczęła pracować nad projektem, który połączył naszą miłość do literatury, fantastyczną historię (Serio! niedawno skończyłam w końcu czytać całość – nie mogłam się oderwać!) i… biznes.

UWAŻAJ, O CZYM MARZYSZ, BO SIĘ SPEŁNI…

Latami marzyłam o wydaniu własnej książki. Aga chciała tłumaczyć rosyjską literaturę. Gina pracować z książkami w zaciszu domowego ogródka. I mamy to! Muszę przyznać, że ten projekt jest odskocznią od codzienności. Czymś tak innym od zadań, które wykonujemy na co dzień. A przy tym czytanie tej serii sprawia, że na moment przenosisz się do innego świata. Świata pełnego magii, uroków, krwawych zbrodni, namiętności i tajemniczych postaci. Czytasz i zapominasz o wszystkim dookoła. Idealnie.

To wszystko prawdopodobnie nie wydarzyłoby się nigdy, gdybym pewnego zimowego dnia pięć lat temu nie powiedziała „tak” przedsiębiorczości. I nie otworzyła się na nowe. Przez długie lata prowadzenia własnej firmy nauczyłam się nie tylko, jak funkcjonuje przedsiębiorczy świat, jak prowadzić projekty książkowe, ale też tego, że praca ma dawać satysfakcję.

Dlatego jeśli kiedykolwiek poczujesz, że Twoje serce bije mocniej w kierunku projektu, który nie do końca jest zgodny z tym, co robisz na co dzień… i ta pasja nie minie po tygodniu, dwóch czy trzech, zrób wszystko, by go zrealizować. Akademia uroków pojawi się na rynku wiosną. A ja naprawdę nie mogę się doczekać, aż przedstawimy ją szerokiej publiczności.

Jestem też niezmiernie ciekawa, w którą stronę rozwinie się ta gałąź naszych wspólnych projektów. Mówiłam Ci wielokrotnie o budowaniu drugiej, a czasem i trzeciej nogi biznesowej. Kiedy okazja przychodzi do Ciebie sama, wykorzystaj ją…

Jestem ciekawa, czy masz na swoim koncie takie projekty, które skradły przede wszystkim Twoje serce (i trochę uśpiły rozsądek)? W którą stronę się potoczyły?

Daj znać!


Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię freelance, zamiana etatu na własną działalność, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:

Odwiedź moją stronę www.karolinabrzuchalska.pl.

Polub mój fanpage na FB.

Obserwuj mój profil na Instagramie.

I na LinkedIn.

Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.

Jeśli masz jakieś pytania, zawsze możesz też do mnie napisać >> KLIKAJĄC TUTAJ

Karolina