Dziesięć lat temu po raz pierwszy pomyślałam o tym, że nie chcę pracować dłużej na etacie i że powinnam założyć własną działalność. Ponieważ do takich pomysłów zapalam się błyskawicznie, jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zwłaszcza że okoliczności przyrody były bardzo sprzyjające. Dziś opowiem Ci o 3 błędach, które sprawiły, że musiałam zamknąć firmę. Trochę ku przestrodze.
Wolisz słuchać niż czytać? Wybieraj 🙂
Przez cały ostatni weekend porządkowałam treści do drugiego wydania książki „Rzuciłam pracę i co dalej?”. Szlifowałam kropki, dopieszczałam przecinki, sprawdzałam merytorykę i (z pewnym wzruszeniem) na nowo czytałam historie, które opisywałam 2 lata temu. Ta książka pokazuje dobitnie, że jeśli czegoś bardzo pragniesz, to jesteś w stanie osiągnąć bardzo wiele. Prowadzi czytelnika krok po kroku przez proces zakładania własnej firmy i przestrzega przed błędami, które popełniło wielu przed nim.
Miłe złego początki, czyli dlaczego w ogóle zakładasz własną firmę
Czytając historie, na nowo przeniosłam się w czasy, kiedy moje dzieci były ledwo pełzającymi po ziemi szkrabami, a ja szarpałam się z własnymi myślami, zastanawiając się: Co jeśli nie etat? Decyzja w sumie podjęła się niejako za mnie. Pewnego pięknego sierpniowego poranka ponad 10 lat temu dowiedziałam się, że jeśli nie chcę popytać po całej Polsce rozklekotaną Astrą i wciskać ludziom kitu, tfu… bardzo ważnego dla nich towaru, to w zasadzie nie mam czego szukać w firmie, która ni stąd ni z owąd przejęła Spółkę, w której pracowałam.
Nie chciałam. Do wciskania ludziom czegokolwiek nadaję się jak świnia do karety. Myśl, że miałabym pół dnia spędzać w samochodzie, a potem obciągając kusą spódniczkę, iść, uśmiechać się do nieznanych osób i opowiadać im bajki, przyprawiała mnie o dreszcze. Od zawsze wiedziałam, że sprzedaż jako taka nie jest moim powołaniem. Zastanawiam się teraz, dlaczego więc założyłam własną działalność, w której ta umiejętność jest niezbędna? Chyba jakoś nie przyszło mi to do głowy, ale o tym za chwilę.
W każdym razie od sierpnia do stycznia, czyli przez prawie pół roku miotałam się po domu, zastanawiając się, co ja w ogóle mam dalej ze sobą robić. Oficjalnie nazywało się to „szukam pracy”, a w praktyce wyglądało tak, że codziennie rano odpalałam komputer, robiłam przegląd wciąż tych samych ogłoszeń, wysyłałam nawet niezmodyfikowane CV wraz z listem motywacyjnym, czym prędzej zamykałam elektroniczne pudełko i modliłam się o cud. Najlepiej w postaci jakiegoś olśnienia, które spłynie na mnie i sprawi, że nie będę musiała wracać na etat. A najlepiej pozwoli założyć własną działalność… Ta myśl chodziła mi po głowie od dawna, ale nigdy nie miałam odwagi jej zrealizować.
Błąd nr 1 – Firma z przypadku
Tę historię w sumie opisałam dokładnie w książce, jednak przytoczę ją tutaj w telegraficznym skrócie. Pewnego pięknego styczniowego poranka stwierdziłam, że zakładam działalność. Nieważne jaką, nieważne jak, jest okazja, to trzeba ją wykorzystać.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Akurat ogłaszano nabór do projektu dofinansowań ze środków unijnych – zyskałam swój wymodlony cud. Złożyłam dokumenty i się zaczęło. Głównie oczekiwanie, bo pierwszy etap to była weryfikacja przesłanego przeze mnie wniosku, która trwała, trwała i trwała.
Jakoś nie przyszło mi do głowy, by wykorzystać ten czas produktywnie i zastanowić się po pierwsze, co będzie jeśli nie dostanę dotacji, a po drugie, co też ta moja firma miałaby w ogóle robić. Co ja bym miała w niej robić. Nie miałam bladego pojęcia o prowadzeniu działalności, nie miałam dookoła wzorców, nie miałam biznesplanu. Miałam zapał i entuzjazm, ale to jest za mało. To znaczy, wystarcza na początek i przydaje się w trakcie prowadzenia firmy, gdy napotykasz na dziesiątki wyzwań, jednak nie może być jedynym motorem działania.
Kiedy zaczynasz prowadzić własną działalność, musisz mieć plan. I to precyzyjny. Samo powiedzenie sobie: będę prowadzić firmę, nie wystarczy. Musisz wiedzieć, co chcesz robić. Z kim chcesz to robić. Jakie usługi/produkty będziesz oferować. I przede wszystkim musisz wiedzieć, kim jest Twój klient i gdzie (oraz w jaki sposób) będziesz go zdobywać. To są absolutne podstawy. Minimum z minimum. Jak to zrobić i co więcej powinnaś wiedzieć, opisałam w książce, więc nie będę się powtarzać.
Może tylko wspomnę o jednej rzeczy – musisz mieć wszystko policzone! Jak bardzo by Ci ktoś nie mówił, że robiąc to, co kochasz, nie przepracujesz ani jednego dnia, a w końcu w miłości nie myśli się o pieniądzach, Ty myśl przede wszystkim o nich. Dlaczego?
Błąd nr 2 – Nawet najbardziej wypasiona poduszka finansowa błyskawicznie staje się wyleniałym kocykiem, jeśli jej odpowiednio nie zasilasz
Ustaliliśmy już, że to, iż musiałam odejść z etatu, było winą pracodawcy. Dostałam więc całkiem solidną odprawę. Na moim koncie pojawiła się suma, jakiej nie miałam nigdy wcześniej, no chyba że z prezentów ślubnych. I dała mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Coś tam sobie policzyłam, że powinno mi wystarczyć na prawie 9 miesięcy życia bez pracy, więc absolutnie nie czułam presji. Tyle tylko, że te 9 miesięcy minęło jak z bicza strzelił, a ja nadal bujałam w obłokach, nie mogąc sobie znaleźć zajęcia. Co więcej, fakt że zaczęłam się starać o dotację, sprawił, że… nie mogłam być osobą zatrudnioną i wszelkie możliwości zarobkowania zostały mi odebrane. Krótko mówiąc, znalazłam się w czarnej du… Znaczy w pozycji nie do pozazdroszczenia.
Poduszka finansowa nie jest niestety czymś danym raz na zawsze i niewyczerpanym źródłem energii. Co więcej, potrafi rozchodzić się naprawdę błyskawicznie. A nawet szybciej. Dlatego, jeśli prowadzisz działalność i naruszasz żelazne rezerwy, musisz pamiętać o ich uzupełnieniu. Ba, więcej. Nawet jeśli wiedzie Ci się świetnie, klienci napływają, pracy jest w bród, a pieniądze płyną wartkim strumieniem, nie zapominaj o tym, by regularnie zasilać konto „poduszkowe”. W przypadku nieprzewidzianych sytuacji będzie jak znalazł, a gdyby takie się nie trafiły (czego serdecznie Ci życzę), będzie z czego inwestować w rozwój.
I może to głupio zabrzmi i nikt nigdy wcześniej Ci o tym nie powiedział, ale nie odkładaj pieniędzy na „czarną godzinę”. Myśl raczej o nich jako o inwestycji w swoją przyszłość. Przyciągamy bowiem to, w co wierzymy. I jeśli Ty uwierzysz, że ta mityczna „czarna godzina” może nadejść, to ona już do Ciebie biegnie świńskim truchtem. Pamiętaj, że wszystko zaczyna się w głowie. Nawet bałagan.
Błąd nr 3 – Nigdy nie lekceważ klienta, nawet jak go nie masz.
Ponieważ nie miałam z czego zasilać poduszki finansowej, wniosek jest dość prosty: nie miałam klientów. Na początku rzeczywiście, będąc w programie, nie mogłam ich mieć – takie były warunki udziału w projekcie. Ja jednak tak bardzo wzięłam sobie do serca to, że nie wolno mi klientów szukać, że przez kolejne kilkanaście miesięcy również zlekceważyłam konieczność ich posiadania. Nigdy nie lekceważ klienta, nawet jak go nie masz.
Możesz sobie łatwo wyobrazić, co się wydarzyło potem. Firma, która nie ma klientów, nie ma środków na przetrwanie, wkrótce przestaje być firmą. Pisałam o tym w jednym z wpisów blogowych. Klient jest tym elementem tej całej układanki, którego absolutnie nie wolno jest pominąć. Choćbyś była najlepsza w swoim fachu, miała najlepiej napisaną ofertę na stronie www, najpiękniej zaprojektowane logo, najlepiej dobrane kolorki w identyfikacji wizualnej, bez klienta nie istniejesz. To znaczy Ty może tak, ale Twoja firma to chyba wyłącznie na papierze. Nie da się prowadzić działalności, nie mając klientów. Kropka. To nie podlega dyskusji.
Co więcej, klient jest jak ta poduszka finansowa. Nie jest dany raz na zawsze. Może się zdarzyć, że jednego dnia masz pełen portfel klientów, a w kolejnym tygodniu kilku z nich podejmuje decyzję o zaprzestaniu współpracy. I Twoja działalność, jeśli nie zadbałaś o solidne fundamenty, zaczyna nie chwiać w posadach. A tego nie chcemy.
Pokazałam Ci tylko trzy z dziesiątek błędów, które można popełnić (i które ja popełniła,), rozpoczynając, ale też prowadząc już własną firmę. Kiedy bowiem wszystko funkcjonuje jak w zegarku, nasza czujność może zostać uśpiona. Zapominamy o tym, że poduszkę należy od czasu do czasu przewietrzyć i uzupełnić, że o klienta warto zadbać, ale też rozglądać się za nowymi. I bywa, że budzimy się z ręką w nocniku. W książce „Rzuciłam pracę i co dalej” pokazuję fundamenty, podstawy zakładania własnej działalności. Pamiętaj, że czasem warto wrócić do korzeni. Jeśli masz ją na półce, odśwież sobie od czasu do czasu podstawy 😉 Jeśli nie, znajdziesz ją w moim sklepie. Pod koniec stycznia pojawi się nowe, uzupełnione wydanie. Wszystkie osoby, które teraz kupią pierwszą wersję, drugą dostaną ode mnie w prezencie w postaci e-booka, jak tylko się pojawi w sprzedaży.
Trzymam kciuki za Twoje działania!
Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię praca Wirtualnej Asystentki, praca na freelansie, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:
Polub mój fanpage na FB
Obserwuj mój profil na Instagramie
Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.
Zawsze też możesz do mnie napisać, jeśli masz jakieś pytanie >> KLIKAJĄC TUTAJ
Karolina