WADY PRACY WIRTUALNEJ ASYSTENTKI
Z dnia na dzień obserwuję, jak coraz więcej osób zastanawia się nad zawodem wirtualnej asystentki. Czy warto, jak zacząć, czy da się na tym zarobić? Zawód ten jest stosunkowo nowy, co czyni go jeszcze bardziej atrakcyjnym (wiadomo, mniejsza konkurencja, większa szansa na wybicie się). Wiele dziewczyn, kobiet, młodych matek próbuje zmierzyć się z zadaniami, ponieważ jest to naprawdę fajna praca. Daje dużą dozę swobody, możliwości rozwoju i elastyczności. Jeśli zastanawiasz się, gdzie jest haczyk i czy praca wirtualnej asystentki ma wady – zapraszam Cię do lektury.
Odpowiedź na to pytanie jest, wbrew pozorom, bardzo prosta. To nie jest święty Graal, tylko praca jak każda inna. A każda praca ma swoje wady i zalety i warto być tego świadomym. Nie ma zajęcia idealnego, choć można kochać to, co się robi (można też nienawidzić, ale o tym dziś nie będzie ani słowa ;)). Ale ta miłość oznacza jednocześnie akceptację wad. A tych w przypadku zawodów freelancerskich naprawdę nie brakuje.
Praca wirtualnej asystentki ma wady – jednak da się z nimi żyć pracować
W zasadzie na poprzednim akapicie mogłabym zakończyć ten tekst. Tylko jestem pewna, że zaraz posypałyby się oburzone głosy. No bo jak to, tak bardzo jestem zachwycona swoją pracą, mówię o tym na prawo i lewo i nagle okazuje się, że ma ona wady? Czyli przez cały ten czas oszukiwałam, mówiąc, że jest cudownie!
Nie. Nie oszukiwałam. Naprawdę uwielbiam swoją pracę. Pomimo jej wad. Dokładnie tak samo, jak uwielbiam mojego męża, choć święty nie jest 😉 Po prostu, z tymi wadami da się żyć, da się je zaakceptować, co więcej, można je przekuć na zalety. No, może nie w 100%, ale mając ich świadomość, na pewno będziesz w stanie sobie z nimi poradzić. Gwarantuję. A jeśli nie, zapraszam na konsultacje – opowiem Ci, jak to zrobić 😉
Czego nie mówią inni, czyli trudności, z którymi wirtualna asystentka mierzy się na co dzień
Wydawałoby się, że praca na swoim jest naprawdę świetna. Wstajesz, kiedy chcesz. Robisz, co chcesz. Jak nie chcesz, to nic nie robisz. Albo pracujesz kreatywnie po nocy, bo tak jest Ci wygodniej. Niestety to nie do końca jest tak.
Wszystko zależy od tego, jakie zadania masz do wykonania. Jeśli Twój klient zleca Ci napisanie tekstu, dodanie do niego grafik i wrzucenie na stronę firmową, czy bloga – Twój wybór, czy napiszesz go o 5. rano, czy o 3. w nocy. Najważniejsze, by wpis był gotowy na czas. Jeśli jednak Twoje zadania opierają się o obsługę skrzynki mailowej, sklepu czy bieżącą obsługę klienta – wtedy pracujesz w godzinach pracy Twojego klienta. Ok, możesz to robić z trasy, piaskownicy, czy własnego ogrodu, ale powinnaś być dyspozycyjna w konkretnych godzinach.
I tu niestety napotykamy pierwszą trudność, jaką jest… samodyscyplina. Potrzeba naprawdę silnej woli, by wstać rano, wiedząc, że nie do końca musisz 😉 Przecież możesz popracować z łóżka… Teoretycznie tak. W praktyce bardzo przed tym przestrzegam. Łatwo o zatarcie granic pomiędzy pracą a życiem prywatnym. I tu dochodzimy do kolejnej wady pracy wirtualnej asystentki.
Co to jest work-life balance i dlaczego u mnie nie działa
To bardzo modne pojęcie, o którym trąbią wszystkie lifestylowe blogi i czasopisma, nie bierze się znikąd. Naprawdę utrzymanie równowagi pomiędzy pracą a życiem prywatnym w zawodzie freelancera nie jest proste. Postawienie granic bywa nie tylko trudne, ale czasem jest wręcz niemożliwe. Zwłaszcza jeśli uwielbiasz to, co robisz i masz skłonności do pracoholizmu (ja mam). I tu ponownie z pomocą przychodzi samodyscyplina. By nie pracować 24h na dobę, trzeba zaplanować sobie czas wolny. Wiem, że możesz się właśnie uśmiechać pod nosem. No bo jak to, planować czas dla siebie, planować czas wolny? Uwierz mi, jeśli jesteś osobą, która potrafi zatracić się w tym, co robi bez końca, bardzo łatwo jest wpaść w rytm praca-praca-praca-4 godziny snu-praca-praca-praca. I to nie tylko dlatego, że bierzesz sobie na głowę zbyt dużą liczbę zleceń, ale również dlatego, że zwyczajnie nie potrafisz odpuścić. Tak, w tym zakresie mogę zdecydowanie powiedzieć: praca wirtualnej asystentki ma wady. Ale to Ty sama pracujesz na to, by je miała. Jeśli zadbasz o siebie i swój odpoczynek, ten element możesz w prosty sposób wyeliminować 😉
Pracuję dużo, ale zarabiam mało
Bardzo, bardzo długo mierzyłam się z tym tematem. W wolnych zawodach nie otrzymujesz wynagrodzenia raz w miesiącu. Nie masz stałych wpływów na konto. Nie masz płatnych dni wolnych. O tym wiedzą wszyscy. Dlatego ten element zawodu wirtualnej asystentki nie był dla mnie zaskoczeniem.
Więc w czym leżał problem? Po pierwsze w błędnym oszacowaniu swojej stawki godzinowej, liczbie godzin, które muszę przepracować oraz kosztach, które ponoszę. Krótko mówiąc, w kilku przypadkach (na szczęście nie dotyczyło to wszystkich zleceń) nawaliłam już na starcie. Przez takie właśnie niedoszacowanie musiałam pracować więcej, niż zakładałam. Kosztem czasu wolnego oczywiście. Jeśli nie chcesz popełnić tego błędu, koniecznie zajrzyj do wpisu o wycenie własnej pracy. Jest on naprawdę cenny.
Błędne oszacowanie zarobków to jednak nie było wszystko. Zdarzyło mi się bowiem trafić na bardzo nieuczciwych klientów, którzy dość swobodnie podchodzili do tematu płacenia za wykonaną pracę. Raczej omijali go szerokim łukiem, niż biegli w podskokach w jego kierunku 😉 Rozwiązanie tego problemu okazało się stosunkowo proste, choć nie każdy klient był na początku zadowolony. Odkąd klienci płacą za moją pracę z góry, rozwiązały się problemy z płatnościami. A przynajmniej z ich brakiem.
Czy da się żyć z nieregularną wypłatą?
I tym sposobem doszłam do ostatniego tematu, który chciałabym dziś poruszyć – nieregularnych zarobki. Z jednej strony zmory freelancera, z drugiej tematu, na który jest dość proste rozwiązanie. Nie raz i nie dwa mówiłam o tym, że startując z własnym biznesem, warto mieć poduszkę finansową. Warto mieć trochę pieniędzy, odłożonych na koncie, które w razie braku płynności, można swobodnie wykorzystać – bo po to są (i oczywiście uzupełniać – tak na wszelki wypadek 😉 ).
Pracując na swoim, często wykonujesz zadania dla kilku/kilkunastu klientów. Klienci przychodzą, odchodzą, wracają, zlecenia są mniej lub bardziej regularne i czasem ciężko oszacować, ile w danym miesiącu zarobisz. Bywają miesiące, w którym ledwie starczy na ZUS, a potem przychodzą takie, w których odbijasz sobie wszystko z nawiązką.
Mając tę świadomość, możesz zabezpieczyć sobie na koncie odpowiednie środki, ale także rozsądnie dysponować tymi, które na nie wpływają. Jeśli w jednym miesiącu zarobisz 500 zł, a w kolejnym 5000 – nie wydawaj wszystkiego. Jeśli tylko możesz, odłóż coś na „gorsze czasy”. Dzięki temu naprawdę będziesz lepiej spać 😉
Jakoś tak się złożyło, że głównym tematem wpisu stał się aspekt zarządzania finansami ;). Jeśli jednak chcesz przeczytać więcej o tym, jakie pułapki czekają na freelancera, napisałam o tym e-booka. Możesz go pobrać z tej strony. Całkowicie gratis.
Który z tych punktów według Ciebie jest najistotniejszy i o który warto zadbać szczególnie?