„To brak wiary w siebie sprawia, że ludzie boją się podejmować wyzwania”. Czy wiesz, że te słowa wcale nie padły z ust wielkich motywatorów, coachów mindestowych czy trenerów biznesu? To cytat znanego boksera Muhammada Aliego. Przyznasz, że pasuje nie tylko do ringu, prawda? W dzisiejszym odcinku podcastu opowiem Ci o tym, co najbardziej hamuje ludzi przed osiąganiem celów i spełnianiem marzeń. Prywatnych i biznesowych. Zapraszam serdecznie.
Jeśli wolisz słuchać niż czytać:
Kiedy miałam dziesięć lat, po raz pierwszy dowiedziałam się, że jestem straszną kluską i lepiej, żebym schudła, bo wiele w życiu nie osiągnę. Nie wiem, jak waga miała mi pomóc w osiąganiu czegokolwiek, może poza osiągnięciami sportowymi, ale faktem jest, że ta opinia pozostała ze mną na długie lata. Sprawiła też, że paradoksalnie przestałam wierzyć w siebie. W swoje możliwości. Za to uwierzyłam w to, że wygląd zewnętrzny determinuje to, kim jestem.
A przecież jak miałaś okazję słyszeć ode mnie nie raz, wszystko (firma, wiara we własne możliwości, pewność siebie) rodzi się w głowie. No to w mojej urodziło się to, że w pewnych obszarach nie mam nawet co walczyć, bo i tak jestem z góry skazana na porażkę.
ZACZĘŁO SIĘ OD SPORTU – JEDNO USŁYSZANE W DZIECIŃSTWIE ZDANIE ZMIENIŁO CAŁĄ MOJĄ ŻYCIOWĄ PERSPEKTYWĘ
Jako „kluska” nie miałam przecież szans na osiąganie wielkich wyników. Tak przynajmniej miałam zakodowane w głowie. A fakty zdawały się to potwierdzać. I nawet jeśli wpadałam do domu z radosnym okrzykiem: „Wiesz, mamo, dziś na wf-ie mieliśmy biegi i byłam druga!”, padało pytanie: „A ile was biegło?”.
No… dwie.
Byłam bystra. Rozumiałam, że to nie najlepiej.
No i byłam… kluską. Więc gorzej w sumie być nie mogło.
Nic więc dziwnego, że nie polubiłam się z ćwiczeniami fizycznymi. Jakakolwiek sprawność wydawała mi się bowiem poza moim zasięgiem. W podstawówce jeszcze się jakoś przemęczyłam. W liceum natomiast… zaczęłam co prawda w szkolnej drużynie piłki ręcznej, ale szybko zostały mi podcięte skrzydełka.
„Nie nadajesz się. Nie umiesz. Popatrz, nawet ona robi to lepiej niż ty.” To były słowa, które wdzierały się gdzieś głęboko w moją podświadomość. No nie pokochaliśmy się z panem profesorem od w-fu. Ja mu w prezencie wręczałam dwa razy w roku zwolnienie na cały semestr, on mi pokazywał, gdzie jest kantorek, który miałam sprzątać. Taki wspaniały deal. Do tego się nadawałam.
Domyślasz się być może już teraz, dlaczego Ci o tym opowiadam? Słowa, które powtarzamy sobie codziennie, a które potem powtarzają nam inni (lub na odwrót) bardzo głęboko kotwiczą się w naszej głowie. Tak rodzą się przekonania co do tego, co potrafimy, a czego zupełnie nie. A te z kolei sprawiają, że w ogóle nie chcemy podejmować wyzwań. Muhammad miał rację… brak wiary w siebie sprawia, że nawet nie podejmujesz kroku w kierunku zmiany.
A GDYBY TAK JEDNAK ZAWALCZYĆ?
Chyba że postanowisz inaczej. Ja bardzo długo poddawałam się tej myśli, że się „nie nadaję”. Na studiach poszłam na aerobik – coś trzeba było zaliczyć. O mój Thorze, jakież to były przekomiczne zajęcia. Ja w prawo, grupa w lewo, ja do przodu, grupa do tyłu. Im bardziej się starałam, tym bardziej myliłam kroki, rytm i tylko ugruntowywałam w sobie poczucie, że „to nie dla mnie”.
Na całe szczęście po kilku miesiącach ten koszmar się skończył, a ja mogłam wrócić do zakuwania gramatyki starogermańskiej. Tu przynajmniej wiedziałam, o co chodzi.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie podjęła kolejnej próby – ogólnie lubię stawiać sobie wyzwania i rywalizować, o co tylko się da. Skoro więc wszyscy dookoła postawili na bieganie, nie mogło to być takie trudne. W końcu każdy głupi potrafi przebierać nogami trochę szybciej niż normalnie, prawda?
Za pierwszym razem przebierałam przez całe 150 metrów. Potem przez 10 minut wypluwałam płuca i myślałam, że umrę. Nic dziwnego – w końcu kluski nie biegają. Co najwyżej pływają po wierzchu w garnku. Zaparłam się jednak i dzień po dniu pokonywałam kolejne metry, a w końcu nawet kilometry. W szczycie formy wybiegałam na 2 godziny i robiłam ponad 15 kilometrów.
Dopóki nie wpadłam na pomysł, że zamiast podczas biegania słuchać muzyki, włączę sobie podcast. I tak wbiegając w gęsty las, zapodałam sobie odcinek Kryminalnych historii. Tego dnia pobiłam rekord prędkości. I już nigdy nie poszłam sama biegać do lasu. Umysł to jednak potężne narzędzie – nie tylko pozwolił mi biegać długie kilometry, ale też sprowadził na mnie kolejne ograniczenia.
FIRMA ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE. WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE
Przestałam biegać po lesie, ale wygrałam jedno: uwierzyłam, że mogę wszystko. Nawet zmusić kluskę do codziennego biegania. Tak, umysł to potężne narzędzie, które może Cię wspierać w codziennym działaniu, ale może też zbojkotować wszystkie Twoje osiągnięcia.
Kilka miesięcy temu przyszła do mnie na konsultacje klientka, która chciała odejść z etatu i założyć swoją firmę. Krok po kroku zaczęłyśmy układać strategię, plan działania, budować fundamenty. Aż pewnego dnia przyszło do wyceny usług i wszystko rozbiło się jak kryształowy talerzyk – w drobny mak.
Przez długi czas nie mogłam pojąć, jak młoda, bystra, inteligentna i świetnie wykształcona osoba, nie chce wycenić swoich usług wyżej niż… Zaczęłyśmy więc grzebać w jej głowie, rozmawiać o przekonaniach, o przeszłości, o pieniądzach… i nagle okazało się, że moja klientka bojkotuje sama siebie. Bo w jej głowie bardzo silnie zakorzenione było przekonanie, że to mężczyźni robią prawdziwe biznesy. Że to mężczyźni są prezesami firm. Że to mężczyźni zarabiają duże pieniądze.
Ona – kobieta – nie miała prawa wycenić swoich usług wyżej niż… „Nie dam rady” – powiedziała na którejś z kolei sesji. – „Nie jestem mężczyzną”.
„Słyszysz sama siebie” – zapytałam…
Usłyszała!
W całym naszym prywatnym i biznesowym życiu nie ma tak naprawdę znaczenia, co mówią i myślą o nas inni, dopóki my sami myślimy o sobie dobrze i wspierająco. Brak wiary sprawia, że nie podejmiesz wyzwania.
Nie zaczniesz ćwiczyć.
Nie założysz firmy.
Nie zawalczysz o klienta.
Nie podniesiesz cen.
Nie sprzedasz kursu, książki, usługi…
Jeśli jednak uwierzysz i będziesz pracować nad tym, by zmienić swoje podejście, będziesz działać i wdrażać w życie plan, masz nieograniczone możliwości.
TWÓJ UMYSŁ TO POTĘŻNE NARZĘDZIE
Na koniec powiem Ci jeszcze tylko jedno. Moim ogromnym marzeniem było stanąć kiedyś na ringu bokserskim i stoczyć choć jedną walkę w życiu. Boks rekreacyjnie trenuję od kilku lat. Nigdy jednak nie miałam odwagi, by zrobić z tym coś więcej. Potem okazało się, że już jestem za stara. No cóż, czasu nie odwrócę. Pozostało mi pogodzić się z tą myślą, że pewnych rzeczy już nie zrobię.
A jednak jeśli o czymś marzysz, znajdzie się rozwiązanie. Jak nie takie, to inne. Nie zawsze idealne, nie zawsze takie, jakiego się spodziewasz. Do mnie przyszło we wrześniu tego roku – kiedy dowiedziałam się o możliwości wystartowania na charytatywnej gali Biznes Boxing Polska.
Tak, dopuszczają tam nawet takich amatorów jak ja.
Mogłabym powiedzieć: już za późno, mój czas już minął.
Ale lubię wyzwania. Dlatego 5.11 spełnię to marzenie i stanę na ringu. Trzymaj za mnie kciuki!
I pamiętaj – jeśli Ty nie uwierzysz w swoje możliwości, nikt nie zrobi tego za Ciebie.
A kiedy uwierzysz, poszukaj dookoła siebie ludzi, którzy pomogą Ci spełnić marzenia. Ja pomagam w spełnianiu tych biznesowych – jeśli szukasz takiego wsparcia, napisz.
Dobrego tygodnia!
Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię freelance, zamiana etatu na własną działalność, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:
Odwiedź moją stronę www.karolinabrzuchalska.pl.
Polub mój fanpage na FB.
Obserwuj mój profil na Instagramie.
I na LinkedIn.
Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.
Jeśli masz jakieś pytania, zawsze możesz też do mnie napisać >> KLIKAJĄC TUTAJ
Karolina