Planujesz, układasz harmonogramy, strategie, tworzysz content, grafiki, poświęcasz długie godziny na analizy, statystyki, cuda na kiju, a potem okazuje się, że od pół roku nie możesz znaleźć klienta, w reklamie utopiłaś bez sensu kilka tysięcy złotych, newsletter czyta tylko mama, siostra i pies (biedak nie ma gdzie uciec, kiedy katujesz go lekturą na głos) a na webinarze obecnych było raptem pięć osób. I zaczynasz się zastanawiać, po co tracić ten czas i energię. Tak, to jest również moja historia. Dlatego dziś opowiem Ci o wytrwałośCi w prowadzeniu biznesu i o tym, jak się nie załamać, kiedy miesiącami nie widać efektów. Zapraszam serdecznie.

Wolisz słuchać niż czytać? Wybieraj 🙂

Dzisiejszy temat jest z gatunku tych, o których nie mówimy jakoś superchętnie i bardzo otwarcie. Bo w końcu to takie „nieinstagramowe” przyznawać się, że coś nam nie wyszło. Że to fancy biurko i piękny regał za plecami z kolorystycznie poukładanymi książkami biznesowymi (oczywiście tymi od najbardziej znanych influencerów i twórców internetowych), to tylko przykrywka, bo przed oczami i z tyłu kamery kryje się sterta kartonów, nieziemski bałagan i coś, czego nie pokazałabyś nawet najbliższej przyjaciółce.

A ten gejzer pomysłów i energii to tylko na chwilę, kiedy włączasz kamerę. Jak tylko czerwona lampka gaśnie, powietrze schodzi z Ciebie jak z przekłutego balonika i długimi wieczorami zastanawiasz się, czy nie lepiej jednak wrócić na etat, a w wolnych chwilach – których w pracy na swoim masz jak na lekarstwo – przeglądasz oferty pracy i zastanawiasz się, gdzie by tu jeszcze wysłać CV.

W każdym biznesie pojawiają się trudniejsze chwile i gorsze momenty. Takie gdy nie ma zleceń, zmęczenie nie pozwala Ci na bycie kreatywną, a wewnętrzny krytyk krzyczy, że do niczego się nie nadajesz. Tak, też miewam takie chwile. Nader często. Dlatego chciałabym odczarować dziś ten Instagramowy blichtr.

KIEDY WYSIŁEK PRZEKŁADA SIĘ… NA NIC

Przeczytałam ostatnio w jednej z redagowanych książek, którą już wkrótce będziesz miała okazję kupić takie zdanie, że za każdą firmą, za każdym biznesem kryje się jakaś historia. Czasem są to jednak historie, które my chcemy ukryć przed światem.

Zanim założyłam Pretty Well Done, a już jedną nogą i wszystkimi myślami byłam we własnej firmie, zastanawiałam się nad tym, co mogę zrobić, by odejść z etatu. Jakiem mam (super)moce i co mogłabym światu dać od siebie.

Moja pierwsza myśl powędrowała ku… tworzeniu bloga, karierze influencerki. Lubiłam pisać i umiałam pisać. Historie pojawiały się spod palców praktycznie bez żadnego mojego wysiłku. Potrafiłam w 15 minut wymyślić naprawdę świetny tekst blogowy, a w kolejne 15 minut przenieść go na ekran komputera i wypuścić w świat. Dopieszczony, dopracowany, pobudzający wyobraźnię i wywołujący salwy śmiechu. Może nie tworzyłam literatury bardzo wysokich lotów i do Reymonta czy Olgi Tokarczuk było mi daleko, to założyłam sobie, że będę pisać teksty lekkie, zabawne i dające ludziom radość. A to potrafiłam robić.

Obserwując świat blogerski czułam, że to moje miejsce. Tak powstał mój pierwszy blog „Wariacje (nie)zawsze na temat”, w którym wyżywałam się pisarsko, komentując tematy codzienne i szeroko pojęty lifestyle. Założyłam też fanpage, konto na Instagramie i zaczęłam jeździć na konferencje dla blogerów. Także te, mało dostępne dla szerokich mas.

I mimo wysiłku wkładanego w promocję, odwiedzania innych blogerów, obecności w grupach dla twórców internetowych, a nawet zaszczytnego miejsca w galerii wschodzących sław blogosfery Jasona Hunta pieniądze nie chciały jakoś płynąć szerokim strumieniem, a propozycje współprac, które się pojawiały, zupełnie nie zachęcały do podążania w tym kierunku.

Pisałam wpisy blogowe co drugi dzień, poświęcałam minimum dwie godziny dziennie na promocję swojego bloga, a mimo to naprawdę miałam wrażenie, że czyta je tylko siostra, pies i te kilka osób, które czują się w obowiązku czytać, bo ja zaglądam do nich.

Długo zajęło mi zrozumienie, że to jednak nie tędy droga i że jako blogerka wielkiej kariery nie zrobię. Plus że samo dobre słowo pisane jednak nie wystarczy i trzeba się wziąć do jakiejś innej roboty.

ZA WYSIŁKIEM NIE ZAWSZE IDZIE EFEKT

Znasz takie powiedzenie „Work smarter not harder”? Moje blogowe działania dokładnie obrazowały to, że ja nie miałam o nim pojęcia. Chciałam pisać, chciałam dzielić się swoją historią, chciałam bawić, ale… nie miałam nic poza chęciami.

W tym wszystkim zabrakło mi nie tylko strategii, nie tylko wiedzy o moim czytelniku, ale też… zmysłu przedsiębiorcy. Między innymi dlatego nie potrafiłam przełożyć swoich wysiłków na fajnie zarobione pieniądze.

To, czego mi jednak nie zabrakło, to konsekwencji w działaniu. I być może Cię to zdziwi, ale… to pisanie bloga miało jednak sens. Serio. Blogerskiej kariery nie rozwinęłam, ale dzięki pisaniu poznałam mnóstwo osób, z którymi mam świetny kontakt do dziś. Osób, które poznały mój warsztat i… z czasem zwróciły się do mnie z propozycją współpracy. Niekoniecznie blogowej, bo związanej z prowadzeniem ich fanpage’y, ale od każdej z nich z osobna słyszałam, że lubią styl, w jakim piszę oraz zadziwia je to, jak bardzo potrafię wczuć się w styl pisania innej osoby.

Pisanie bloga (a dokładniej jeden znamienny wpis) przyniosło mi też spektakularne zwolnienie z pracy, ale to już opowieść na zupełnie inny czas. Dość, że tytuł tego wpisu stał się inspiracją do stworzenia książki (o tym samym zresztą tytule): Rzuciłam pracę i co dalej?

Książki, w której pokazuję drogę od etatu do własnej działalności.

CO ROBIĆ, KIEDY PLANY NIE WYCHODZĄ

Bardzo chciałabym Ci dziś w tym podcaście przekazać dwie rzeczy:

Po pierwsze, ciężka praca nie zawsze daje takie efekty, jakich się spodziewasz. Zwłaszcza, jeśli działania są nieprzemyślane. Mimo wielkich chęci i wzmożonych wysiłków nie zostałam blogerką.

Po drugie, to że od razu nie widzisz efektów swoich działań, wcale nie oznacza, że ich nie będzie w przyszłości. Mogą przyjść zupełnie inne propozycje współprac. Takie, jakich zupełnie się nie spodziewasz. Mnie prowadzenie bloga (i fanpage’a) do niego przyniosło propozycję pracy jako wirtualna asystentka. Było mi też łatwiej się przebić, bo ludzie zwyczajnie mnie kojarzyli. Zatem absolutnie nie mogę powiedzieć, że te lata pisania były na nic. Wręcz przeciwnie, dały efekty, jakich się nie spodziewałam. A co więcej pozwalały mi na szlifowanie warsztatu, tworzenie jeszcze lżejszych i zabawniejszych tekstów, a nawet zaowocowały zeszłoroczną wakacyjną serią podcastu „Freelance bez cenzury”.

Dlatego jeśli czasem zastanawiasz się, czy to, co robisz ma sens… spróbuj wyjść poza własną bańkę, pomyśleć poza schematem, zastanowić się, jak możesz swoje wysiłki wykorzystać w inny sposób.

Każde doświadczenie jest po coś. Gdyby nie to, że swego czasu wysłałam 3 rozdziały mojej nowo rodzącej się powieści pewnej redaktorce, pewnie w ogóle byśmy się nie poznały. Dziś… niemal po 6 latach od tamtej chwili, współpracujemy w zupełnie innym zakresie. Współpraca z inną klientką oraz doświadczenie w wydawaniu książek przyniosły mi ofertę pracy na uniwersytecie. Dziś uczę studentki, jak wydawać samodzielnie książki i opowiadam o procesie self-publishingu.

Jeśli więc myślisz, że to, co robisz jest bez sensu… pomyśl drugi raz 😉 Każde działanie wiąże się z jakimś innym działaniem. Każde przynosi efekt. Czasem tylko taki, którego w ogóle się nie spodziewałaś.

W biznesie nie wszystko idzie zgodnie z planem. Ba, bardzo często nie idzie. Jeszcze częściej zmuszeni jesteśmy te plany modyfikować, zmieniać, poprawiać. Z planu A robi się nie tylko plan B, ale też C, D i E. Jednak dopóki masz otwarty umysł i jesteś gotowa podejmować nowe wyzwania, spodziewaj się najlepszego 🙂

I z tą optymistyczną myślą zostawiam Cię do przyszłego tygodnia!


Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię praca Wirtualnej Asystentki, praca na freelansie, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:

Strona KarolinaBrzuchalska.pl

Polub mój fanpage na FB

Obserwuj mój profil na Instagramie

I na LinkedIn też 

Bardzo polecam Ci też moje podcasty: Co we freelansie piszczy, Jak dobrze zacząć oraz Freelance bez cenzury.

Zawsze też możesz do mnie napisać, jeśli masz jakieś pytanie >> KLIKAJĄC TUTAJ

Karolina