Wczoraj (30.06) minęły trzy lata, odkąd na biurku mojego ostatniego szefa złożyłam wypowiedzenie i rozpoczęłam samotną podróż przez drogi przedsiębiorczości. Jestem samotnym wilkiem i do działania najczęściej nie potrzebuję towarzystwa drugiej osoby. Nie mam problemów ze zmobilizowaniem się pracy, świetnie odnajduję się w zaciszu domowego biura, lubię podejmować decyzje samodzielnie. A jednak w pewnym momencie prowadzenia firmy zdecydowałam, że moja agencja wirtualnych asystentek powinna powstać. Skąd ta decyzja, choć zapierałam się wszystkimi czterema łapami, że tego nie zrobię? Posłuchaj…
W 2017 roku postanowiłam zmienić wszystko w swoim życiu zawodowym. Porzucić pozornie bezpieczny etat po kilkunastu latach pracy dla kogoś i zacząć pracować na własny rachunek. Trochę cieniem kładła mi się na tę decyzję pierwsza, nie do końca udana działalność, ale postanowiłam zaryzykować. Znałam już zagrożenia, opisałam je zresztą później bardzo dokładnie w książce „Rzuciłam pracę i co dalej” i najgorsze, co mogło mnie spotkać to powtórka z rozrywki. Trzydziestego czerwca, czyli dokładnie trzy lata temu, złożyłam wypowiedzenie i rzuciłam się na główkę w przepaść. No dobra, miałam spadochron w postaci poduszki finansowej, do mojej nogi przywiązana była lina bungee, czyli klienci, z którymi miałam już nawiązane współprace, ale ciągle jeszcze była to przepaść… droga w nieznane. I raczej już, biorąc pod uwagę okoliczności, w jednym kierunku.
Samotny wilk, czy raczej wadera?
Od samego początku stawiałam na działalność solo. Chciałam być freelancerem bez szefa nad głową, bez zależności, bez zobowiązań. Moim celem był spokój, niezależność finansowa i możliwość nieograniczonego rozwoju. Marzyłam o tym, by być najlepszą w tym, co robię, nie myślałam jednak w ogóle (na tamten moment) o skalowaniu działalności. Nie bardzo nawet wiedziałam, jak miałabym ją skalować. Większe zarobki wiązałam z większą liczbą klientów lub z wyższą stawką godzinową. Tak, te trzy lata temu w ogóle nie myślałam, że kiedykolwiek stanę się właścicielką agencji wirtualnych asystentek i że w ogóle będę zatrudniać jakieś osoby lub współpracować z zespołami.
Chciałam jak najlepiej wykonywać swoją pracę, dawać z siebie 200% normy i być szczęśliwą w tym, co robię. Solo.
Ja naprawdę nie mam nic przeciwko samodzielnej (a często i samotnej pracy). Bardzo dobrze pracuje mi się w ciszy, rozmowy z klientami wystarczają mi za kontakty międzyludzkie, umiem świetnie zorganizować sobie pracę. A dodatkowo męczą mnie wszelkie gierki personalne, które – chcąc nie chcąc – zawsze pojawiają się, gdy wchodzisz w jakieś środowisko.
Kiedy trzy lata temu wchodziłam w środowisko wirtualnych asystentek, było ono jeszcze ledwo co raczkującym bobasem. Dziś wyrosło z niego całkiem spore dziecię, które na dodatek zaczyna pyskować. Ot, taka kolej rzeczy. W domu mam to samo. Ćwiczenie cierpliwości na poziomie mistrzowskim.
Tak czy inaczej, te trzy lata temu nie myślałam wcale, że chcę założyć jakąś tam agencję. Zresztą na rynku były obecne już co najmniej dwie i jakoś ten model, który sobą prezentowały, nie do końca mi odpowiadał.
Działałam więc samodzielnie, od czasu do czasu – zwłaszcza w środku nocy – przeklinając, że nie mam dodatkowe pary rąk. Albo ze trzech najlepiej.
Od solopreneurki do agencji wirtualnych asystentek…
Minął jednak rok mojej wilczej, a w zasadzie mrówczej pracy, a ja stawałam się coraz bardziej zmęczona. Klientów przybywało, zadania i projekty robiły się coraz bardziej wymagające, a gdzieś tam w duszy odzywała się stłamszona przez lata ambicja, że może jednak mogłabym robić coś więcej niż tylko dłubać godzinami w zadaniach.
To był ten moment, kiedy zaczęłam pracę z Kaśką Żbikowską i w naszych rozmowach chyba po raz pierwszy pojawiło się hasło: agencja wirtualnych asystentek. Wciąż jednak wydawało mi się ona przedsięwzięciem ponad moje siły. I ambicje chyba też. Odłożyłam pomysł ad acta i skupiłam się na budowaniu marki osobistej.
Jednocześnie zaczęłam pracę w programie mentoringowym Agaty Limanówki Boost your business i moje pomysły na działania eksplodowały. Nie wiem, co Agata takiego w sobie ma, ale potrafi genialnie wykorzystać potencjał osób, z którymi pracuje, nawet jak one same w sobie tego potencjału jeszcze nie odkryły. Albo nie obudziły go z tej głębokiej drzemki (mój to chyba zapadł w sen wieczny i trzeba go było ostro szarpać za ramię, by się ocknął).
Dzięki pracy z Agatą zdecydowałam się powalczyć trochę z własnymi przekonaniami, że jestem jedyną osobą w mojej firmie, która potrafi wszystko zrobić nie dość, że najlepiej, to jeszcze sama. Zatrudniłam pierwszą osobę do mojego zespołu. Wciąż jednak nie było mowy o agencji wirtualnych asystentek. Na razie przecież tylko budowałam własny zespół. Hmmm… to, że własny zespół może być agencją, jakoś mi do głowy nie przyszło, ale cóż 😉
Agencja wirtualnych asystentek – dlaczego zdecydowałam się ją założyć?
I tak zupełnie niespostrzeżenie po kilku miesiącach pracy, rozwijania kompetencji, poszukiwania klientów i szukania sposobu na siebie, zorientowałam się, że nie tylko mam pełen portfel klientów, ale też współpracuję z kilkoma osobami, a mój zespół (i nasze zadania) wciąż rosną.
No dobrze, to nie było wcale tak, że pewnego pięknego dnia obudziłam się, przetarłam zaspane oczęta i powiedziałam sobie: Ojej, przecież ja mam agencję wirtualnych asystentek. Jak to się stało?
Nie 🙂 Za stworzeniem zespołu stała praca, strategia, długie godziny poświęcone na rekrutację, testowanie kandydatek do pracy z Pretty Well Done, układania procedur i pracy w zespole. Natomiast rzeczywiście, nazwanie świetnie prosperującego zespołu genialnych wirtualnych asystentek agencją, stało się jakby mimochodem. Po prostu nadałam formę temu, co już od miesięcy funkcjonowało i tak oto w drugiej połowie 2019 roku oficjalnie stałam się właścicielką agencji wirtualnych asystentek Pretty Well Done.
Oficjalne nazwanie zastanego stanu rzeczy nie zmieniło jednak nic w naszych działaniach. Nadal staramy się dawać jak najwyższą jakość naszym klientom – tak jak do tej pory. Nadal staramy się, by ich potrzeby były zaspokajane najszybciej, jak to jest możliwe. Nadal staram się wykorzystać potencjał każdej osoby, która trafia do mojego zespołu. Nie ma bowiem moim zdaniem nic gorszego, niż wciskanie ludzi w zadania, do których nie są stworzeni. Doświadczałam tego przez lata i nie zamierzam fundować nikomu innemu. Dlatego kiedy do mojego zespołu trafia nowa osoba, pytania, które zadaję jej na starcie, dotyczą nie tylko jej umiejętności i doświadczenia, ale też tego, co lubi ona robić. Zależy mi bowiem na tym, by każdy członek zespołu Pretty Well Done mógł się rozwijać w takim zakresie, w jakim czuje się najlepiej. Wspieram rozwój mojego zespołu, jeśli trzeba, organizuję szkolenia (wewnętrzne i zewnętrzne) i marzę o tym, jak możemy rozwinąć skrzydła.
.
Czy moja droga do agencji wirtualnych asystentek była przypadkowa?
Na pewno nie. Natomiast na 100% była zaskoczeniem, ponieważ nie miała jej w planach. A przynajmniej nie w pierwszych pięciu latach. Gdzieś tam, kiedyś… Tak, takie niedookreślone pojęcie istniało w mojej głowie. Wizja również. Jednak nie sądziłam, że tak szybko się ona zmaterializuje.
Dziś wiem, że dzięki temu, że założyłam Pretty Well Done, że pozwoliłam samej sobie na uwolnienie tej myśli o agencji, mogę też realizować się w działaniach, które były w sferze „Święty Nigdy”. Mogę prowadzić szkolenia, warsztaty, tworzyć kursy i pisać książki.
I mogę wspierać te wszystkie osoby, które swoje pragnienia upychają gdzieś butem głęboko w kącie z napisem Gdzieś tam, kiedyś… Wspierać je przy odkopywaniu tego, co dla nich z czasem staje się najcenniejsze. Z ciekawością też patrzę na to, dokąd zaprowadzi mnie ta droga. Nie neguję, nie zaprzeczam, podążam, nadając jej kierunek, a za mapę i kompas mając najwspanialszych ludzi dookoła mnie.
Dziękuję Ci, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie i/lub przesłuchanie tego tekstu. Jeśli interesuje Cię praca Wirtualnej Asystentki, praca na freelansie, skuteczny home office i skalowanie biznesu – pozostańmy w kontakcie:
Polub mój fanpage na FB
Obserwuj mój profil na Instagramie
Zawsze też możesz do mnie napisać, jeśli masz jakieś pytanie >> KLIKAJĄC TUTAJ
Karolina